9.02.2017

Tęsknota Mistrza

 My fall will be for you
My love will be in you
You were the one to cut me
So I'll bleed forever
Nightwish - Ghost Love Score

- Severusie? 

Kobiecy, słodki głos dotarł do jego czułych uszu, powodując przyjemne drżenie na całym ciele. Jasne słońce hojnie obdarzało swoim ciepłem każdego, kto choć na chwilę odwrócił twarz w jego kierunku, lecz mężczyzna nie zwracał na to uwagi. Ciemnymi, czarnymi wręcz oczyma, lustrował osobę, która brodziła bosymi stopami w pobliskim strumieniu i śmiała się bez skrępowania. Jej głos, który dla niego był niczym najsłodsza czekolada, wprawiał jego myśli w ruch, tworząc najprzeróżniejsze wizje przyszłości. Jednocześnie wiedział, że obrazy, które powstawały w jego głowie, nie miały prawa się spełnić i już zawsze pozostaną w sferze marzeń. Mimo to nie przestawał na nią spoglądać, starając się zapamiętać każdy fragment jej osoby, blask słońca wplatający się w miedziane włosy, perlisty głos i piękną, uśmiechniętą twarz, której widok topił lodową bryłę szczelnie okrywającą jego serce.

- Severusie, chodź do mnie!

Naglący szept odbijał się echem od okolicznych drzew, nakazując jemu, jak i każdej żywej istocie, podążyć za wezwaniem. On jednak pozostał nieruchomy niczym posąg, pozwalając tylko swoim oczom na śledzenie postaci kobiety. Brązowo-rude wiewiórki omijały jego osobę, drobna ptaszyna osiadała na niskich gałęziach, a ona... ona się śmiała. Jasna, cienka suknia wirowała wokół jej ciała za każdym razem, gdy tylko postawiła najdrobniejszy nawet krok. 

Ile by dał, aby móc ją faktycznie dotknąć. Aby wtulić twarz w jej włosy, których liliowy zapach nie był tylko efektem eliksiru, lecz słodyczy i eteryczności samej kobiety. By ująć jej dłoń w swoje chude i blade palce, poczuć ciepło bijące z każdego fragmentu jej ciała. Nie pragnął jej miłości, już nie. Chciał tylko sympatii, okazanego czasami zainteresowania. Możliwości towarzyszenia jej w takich właśnie momentach i obserwowania. Wiedział, że nigdy nie będzie jego. Nie w ten sposób. 

Wtem brutalna rzeczywistość rozmyła ten piękny obraz przesycony zapachem kobiety, a jego umysł zaczął się zwijać z bólu. Starał się chwycić za głowę, lecz ręce nie chciały nawet drgnąć. Chciał uciec, lecz nie czuł swoich nóg. Pragnął dojrzeć atakujące go widmo, lecz nie był w stanie uchylić powiek, które wydawały się miażdżyć jego policzki. Coś niewidzialnego, nienamacalnego rozrywało go od środka. Pulsująca katorga zdzierała z niego skórę, wyrywając fragmenty mięśni i swoimi szponami drapała kości, a wywołane przez nie skrzypienie powodowało dodatkowo gęsią skórkę na jeszcze pozostałych fragmentach ciała. Dreszcze, które przypominały w odczuciu przykładanie rozgrzanego pręta do skóry nie były jednak najgorsze. Najboleśniejsza była obecność, której liliowy zapach wdarł się do nozdrzy cierpiącego mężczyzny. Postać, która zawsze kojarzyła się z dobrem i miłością, sięgnęła do jego serca. Ujęła je w swoją dłoń, której z pozoru delikatnie palce zacisnęły się na pulsującym organie, zatrzymując jego rytm. A Mistrz Eliksirów opadł z sił i przestał walczyć.


Obserwowała zaciętą walkę, jaką toczył ze swoimi demonami. Siedząc na skraju łóżka, tuż przy jego boku, spoglądała na twarz, która raz za razem wykrzywiała się z powodu palących resztek jadu węża znajdujących się w krwiobiegu. Najgorsze było to, że nic więcej nie mogła zrobić. Eliksiry, które mu podawała, aby wzmocnić jego organizm nie przynosiły pożądanego skutku, a zaklęcia usilnie szeptane przez ostatnie godziny odbijały się od niego niczym od tarczy. 

- Walcz, Severusie. - Nachyliła się nad nim i nieśmiało musnęła ustami jego usiane zmarszczkami czoło, które co rusz ocierała z kropel potu. 

Od trzech dni znajdowali się w kwaterze głównej Zakonu Feniksa, choć z samej organizacji pozostały jedynie zgliszcza. Prócz nich oraz Syriusza, w drzwiach domu pojawił się mocno krwawiący Kingsley, przerażona Molly z Arturem, Georgem oraz Billem, a następnie płacząca Hermiona i Hagrid. Anita oczekiwała jeszcze Remusa oraz Tonks, kiedy jednak dotarło do niej, że nikt więcej już się tutaj nie zjawi, zamknęła się w pokoju, w którym leżał nieprzytomny Snape, próbując opanować cisnące się do oczu łzy. 

Nie pozwoliła sobie jednak na wielogodzinne rozpaczanie i mimo ogromnego bólu, który ściskał jej serce, całą swoją uwagę skupiła na nieprzytomnej osobie Severusa. W pomieszczeniu obok utworzyła niewielką pracownię, w której ważyła eliksiry dla niego jak i reszty osób przebywających w domu. Nie miała zbyt wielu składników, a jej zgromadzone zapasy dość szybko się kurczyły. Mimo to starała się, aby każdy potrzebujący mógł zażyć przynajmniej jedną dawkę Eliksiru Słodkiego Snu czy Eliksiru Uspokajającego. Nie mogła ich winić za co chwilę wybuchające kłótnie, rozdrapywanie ran czy wręcz przeciwnie - apatię, w której sidła ewidentnie popadła Hermiona. Dziewczyna nie odzywała się praktycznie do nikogo, siedząc cały czas wpatrzona w okno niewielkiego salonu znajdującego się na parterze. 

Anita westchnęła, wycierając czoło mężczyzny. Wolną ręką odgarnęła swoje ogniste włosy, które od trzech dni, jeśli nie pracowała nad żadną miksturą, nosiła zwykle rozpuszczone. Pobrudzone od krwi ubranie wyrzuciła, narzucając na siebie prostą, czarną sukienkę do kolan. Stalowoszare oczy szukały w twarzy Mistrza Eliksirów jakichkolwiek oznak, że zaczyna się wybudzać z nie dającego wypocząć snu. Kiedy jednak niczego takiego nie dostrzegła, opuściła ramiona w geście rezygnacji. Ile to jeszcze potrwa?


Przez jakiś czas nie czuł niczego. Trwał zatopiony w ciemnej pustce, a jego myśli, zwykle kotłujące się pod kruczą czupryną, leniwie unosiły się w próżni i nie skupiały na żadnej osobie, jaką zna czy znał. Dryfował w bezkresie, pozwalając swojemu ciału i osobowości na bytowanie bez większego celu. Nie wiedział, ile czasu upłynęło i w sumie nie przejmował się tym w ogóle. Wtem w okolicy brzucha poczuł przedziwne wirowanie, jakby jego organizm przekształcał się w czarną dziurę mającą pochłonąć wszystko, co tylko stanie na jej drodze. A z racji, że prócz niego nie było dookoła nikogo więcej, został pochłonięty przez swoje własne ciało.

Pierwsze, co ujrzał po otwarciu oczu, to sufit. Nie potrafił jednak rozpoznać żadnych innych jego szczegółów, gdyż w pomieszczeniu, w którym się znajdował, panował półmrok. Przez chwilę leżał nieruchomo, starając się uspokoić myśli. Jego ostatnie wspomnienia obejmowały osobę Anity, która pomogła mu wydostać się z Wrzeszczącej Chaty. Co działo się dalej - nie miał pojęcia. Zamrugał parę razy i poruszył palcami dłoni, a potem całymi rękoma. W końcu, po chwili namysłu, podjął próbę i usiadł, choć nie obeszło się bez cichych jęków. Bolały go całe plecy, choć największe ogniwo powodujące niezwykle nieprzyjemne uczucie, znajdowało się na jego szyi. Nie poddał się jednak i przetarłszy oczy, rozejrzał się po pokoju. 


Na przeciwko łóżka stał kominek, w którym nieduże języki ognia nieśmiało lizały ułożone drewno. Palenisko dawało niewiele światła, lecz kiedy wzrok Mistrza Eliksirów przyzwyczaił się do panujących warunków, wszystko stało się dużo bardziej wyraźne. Stare meble, dobrane według niezwykle dziwacznego gustu oraz znajdujące się na ścianach portrety z charakterystycznym inkalem, zasugerowały mu, gdzie się znajduje. Jedynym, co wzbudzało w nim przyjemne skojarzenia, był charakterystyczny zapach niedawno ważonego Eliksiru Słodkiego Snu. Nie dostrzegł jednak kociołka nigdzie dookoła kominka, więc przesunął spojrzenie dalej, na fotel. Początkowo nie zwrócił na to uwagi, lecz kiedy ciemna masa znajdująca się na siedzisku wydała z siebie cichy jęk, zadrżał. Zmrużył oczy i powoli, początkowo niepewnie, zsunął się z łóżka. Pod swoimi bosymi stopami poczuł przyjemny w dotyku dywan, po którym bezszelestnie podszedł do miejsca dźwięku i nachylił się nieznacznie. 


- Zostaw... mnie... - Szept pomieszany z łkaniem, który wydobył się spod koca, wydał mu się niezwykle znajomy. Nie czekając dłużej chwycił materiał zakrywający postać. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, gdyż w przeciągu paru sekund wylądował na podłodze, przygniatany przez dość chudą, lecz niezwykle agresywną postać, a koniec różdżki wbijał się w jego boląca już szyję. Chwilo trwaj.


- Severus? - Głos, który na pewno należał do Anity Blake, wytrącił go z chwilowej zadumy nad tą całą, groteskową wręcz, sytuacją. Nacisk na gardło zelżał, co przyjął z nieskrywaną ulgą. Nadal jednak podtrzymywał kobietę, która go zaatakowała. Jedno z jej kolan wbijało się w jego udo, drugim dociskała mu brzuch do podłogi. Musiał jej w duchu przyznać, że wie jak reagować na potencjalne niebezpieczeństwo. 


- Możesz. Ze. Mnie. Zejść? - Każde słowo wycedził może trochę zbyt ostro, lecz nie obawiał się, że urazi tym czarownicę. Wiele razy obrzucali się gorszymi określeniami, choć żadne z nich nigdy nie przyznało, że takie utarczki słowne sprawiają im nieskrywaną przyjemność. Dla reszty wyglądało to jak zwykła kłótnia, po której każde z nich śmiertelnie się obrazi, lecz ku ich zaskoczeniu na każdym spotkaniu Zakonu rozmawiali ze sobą, jakby nigdy nic się między nimi nie wydarzyło. I to się nazywa dystans, za który Snape cenił Blake. 


Nie odpowiedziała i zsunęła się z mężczyzny, po czym pomogła mu usiąść obok. Przez chwilę spoglądali na siebie w ciszy przerywanej tylko trzaskami dochodzącymi z kominka, obok którego się znajdowali. Widząc jej rozwichrzone włosy i podkrążone oczy założył, że sen był luksusem, na który od jakiegoś czasu kobieta sobie nie pozwalała. Machinalnie ujął rudy kosmyk, który przysłaniał policzek Anity i założył go za jej ucho. Nie drgnęła nawet, za co był jej wdzięczny, lecz w szarych oczach wiedźmy pojawiły się subtelne iskierki rozbawienia. 


- Co ci się śniło? - Zapytał, przerywając dość intymną chwilę. W myślach założył, że był to koszmar, a przyjrzawszy się uważniej jej twarzy, dojrzał w kącikach oczu łzy, którym nie było dane popłynąć. Kobieta, jakby czytając mu w myślach (co oczywiście było kompletnie mugolskim i nietrafionym określeniem), przetarła swoje oczy i cicho pociągnęła nosem. Trafiłeś, Severusie. Dziesięć punktów dla Slytherinu.


- Nic takiego. Lepiej powiedz, jak się czujesz. - Tego się po niej spodziewał, więc nie naciskał dalej. - Byłeś nieprzytomny ponad trzy dni, a ja w żaden sposób nie mogłam cię obudzić. - Snape zmarszczył brwi, rozważając usłyszane słowa. Kiedy jednak stwierdził, że jego rozkojarzenie i brak wspomnień o aportacji na Grimmauld Place mają sens, otworzył usta aby coś powiedzieć, lecz w tym właśnie momencie Anita zaczęła mu streszczać, co się w tym czasie wydarzyło. 


Słuchał jej uważnie, analizując każdy wyraz i ton, jakim go wypowiadała. Nie uszło jego uwadze, że zwykle harda czarownica, przeżywała wewnętrzną żałobę po stracie tylu przyjaciół. Na domiar wszystkiego przyjęła na siebie odpowiedzialność za pozostałych członków Zakonu, którzy byli jeszcze bardziej rozbici niż ona. W momencie, gdy jej głos wyraźnie zadrżał, bez zastanowienia ścisnął jej dłoń, chcąc dodać otuchy. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie, mimo to kontynuowała opowieść. A gdy po wypowiedzeniu ostatniego słowa zamilkła na chwilę, skupiając wzrok na dogasającym palenisku, dalej ją trzymał. Był to może niewielki gest, lecz Snape wiedział, że kobieta go doceni.


Wolną ręką sięgnęła ku jego szyi, bez ostrzeżenia sprawdzając zasklepioną skórę. Nadal wydawała się jej niebywale cienka i wrażliwa, co w sumie potwierdził grymas na twarzy mężczyzny, którym Blake nie przejęła się ani trochę.


- Miejmy nadzieję, że w ciągu najbliższych dni będzie to wyglądało lepiej. - Odsunęła palce i westchnęła cicho. - Robiłam wszystko, Severusie. Sam Merlin wie, jakie pomysły krążyły po mojej głowie. - Uwolniła swoją dłoń z jego uścisku, poprawiając bluzkę. Zamknęła na chwilę oczy, a kiedy na powrót uniosła powieki, stalowoszare tęczówki wydawały się ciemniejsze niż zwykle. 


- Bolą mnie mięśnie. - Odpowiedział w końcu na jej wcześniejsze pytanie i poruszył nieznacznie barkami. - A najbardziej miejsce po ugryzieniu. Podejrzewam, że kły Nagini wydzielają dość mocny jad, dlatego nadal odczuwam jego skutki. Nie przejmuj się. - Obdarzył ją kwaśnym uśmiechem. - Zrobiłaś wszystko to, co i ja bym zrobił. Niczego nie pominęłaś. 


- Niebywała ulga zalała me serce, panie profesorze. - Odparła kąśliwie odrzucając swoje ogniste włosy na plecy. Snape zauważył, że były wyraźnie dłuższe, choć od ich ostatniego spotkania... No tak, minęło wiele długich miesięcy, w ciągu których był zmuszony robić rzeczy, których, miał nadzieję, nigdy nie będzie musiał powtarzać, a w trakcie nie miał nawet możliwości wysłać sowy do czarownicy. Również nie umknęło jego uwadze, że sporo schudła. Jeszcze parę kilogramów i będzie musiał ją zacząć faszerować jakimiś eliksirami, żeby mu całkowicie nie zniknęła. Od zawsze była drobniejsza od Lily, tym razem jednak, jako jej, można powiedzieć, przyjaciel, zadba o to, by nie zapominała o czymś tak podrzędnym, jak jedzenie. 


Lily... Westchnął i zganił sam siebie w myślach. Przez tyle lat tkwiła w jego głowie, przynosząc jednocześnie ból i ukojenie. Nie potrafił zapomnieć o pierwszej przyjaznej mu osobie, którą potem bezmyślnie od siebie odtrącił. Która zginęła przez niego. A teraz jej syn, którego miał strzec, dołączył do niej, natomiast on, Snape, żył. 


- Severusie? - Cichy głos Anity wyrwał go z zadumy. - Nie zastanawiałeś się może, jakim cudem masz na sobie czyste ubranie?


- Proszę? - Mrugnął zaskoczony i spojrzał w dół. Zamiast swojej szaty miał zwykłą czarną koszulkę i ciemne spodnie. Zero koszuli, surduta czy nawet skarpetek. Podniósł zaskoczone spojrzenie na rudą czarownicę, a jej śmiech połaskotał mroczne odmęty duszy, która nie widziała dla siebie już żadnego ratunku, aż do tej pory. 

2 komentarze:

  1. Co jeszcze widziała Anita odnośnie Snape'a i ostatniego dialogu niech pozostanie słodką tajemnicą.

    To kiedy nowa część? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam może widziała, czasem nawet dla przyzwoitości zamykała oczy, gdzieniegdzie lekko jedno uchylała, ale w sumie... To nie, nie widziała zupełnie N I C. :D

      Nowa część? Za trzy dni... ;D

      Usuń