Krótka notka od autora:
Średnio trzymam się kanonu, w zależności od humoru. Reszta jest wybrykiem mojej wybujałej wyobraźni :)
ΔΔΔ
Ciemność, jaka spadła na Hogwart i jego okolice, osiadała na ramionach ugniatając je, drażniąc oraz starając się stłamsić i przygnieść każdego, kto tylko próbowałby się jej oprzeć. Mimo panującego chaosu, krzyków oraz odgłosów walki, żadna ze stron nie zamierzała się poddać. Śmierciożercy rozdawali Avady niczym cukierki, a członkowie Zakonu Feniksa oraz uczniowie, ze zdwojoną siłą odpierali śmiercionośne ataki. I tylko jedna osoba wyślizgnęła się z tego zgiełku, uciekła niczym tchórz, choć to też nie było do końca prawdą. Ciemnorudy warkocz zniknął pomiędzy wiekowymi kolumnami, a bitwa trwała dalej.
Stalowoszare oczy wzniosły się do góry, chcąc raz jeszcze, oby po raz ostatni, przyjrzeć się Mrocznemu Znakowi, który wił się nad zamkiem podjudzając popleczników Mrocznego Lorda do bardziej agresywnej i zaciekłej walki. Głośny stukot butów wyrwał kobietę z zadumy, a kiedy tylko zorientowała się, że ktoś ją śledzi, odwróciła się bez zastanowienia. Gdyby była młodym, niedoświadczonym magiem, nie zdołałaby się obronić. Zginęłaby na miejscu od zielonej poświaty, która skumulowana w precyzyjnie sformułowane zaklęcie, sunęła w jej kierunku. Anita uchyliła się, a z ust atakującej ją osoby wydobył się szaleńczy śmiech.
- Wygimnastykowana łania myśli, że uda jej się uciec? - Głos, który podrażnił uszy czarodziejki, wydobył się z zakrwawionych ust Śmierciożercy. Kobieta wolała się nie zastanawiać, czy oberwał od kogoś w twarz, czy próbował ugryźć pierwszą-lepszą osobę i to jej krew wyciekała mu z pomiędzy warg.
- Incarcerus! - Anita nie raczyła odpowiedzieć, nie miała czasu na słowne potyczki. Musiała się spieszyć, gdyż powierzona jej misja była dużo ważniejsza od zabawy w kotka i myszkę z poplecznikiem Voldemorta.
Liny wystrzeliły w kierunku Śmierciożercy, ten jednak zbył je jednym machnięciem różdżki i posłał w jej stronę kolejne śmiercionośne zaklęcie. Rudowłosa sapnęła wściekle i raz jeszcze udało jej się uskoczyć, a kiedy jej stopy pewnie stanęły na podłożu, uniosła na wysokość barków obydwie ręce, a prawą, w której trzymała różdżkę, nakreśliła wzór. Pomiędzy jej dłońmi skumulowała się magiczna energia, której ognisty kolor nabierał barwy z każdą chwilą. Całość trwała nie więcej niż parędziesiąt sekund, a kiedy Anita posłała zaklęcie w stronę mężczyzny, warknęła wściekle. Nie spodziewający się tak potężnego ciosu Śmierciożerca, został rzucony o najbliższą ścianę niczym szmaciana lalka. Kobieta nie czekała, aż ciało spadnie na ziemię. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
Biegła. Sam Merlin wie, jak szybko starała się biec. Postanowiła skupić się na swoich nogach, które powoli zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa. Oczywiście mogła po prostu aportować się na miejsce, jednakże nie miała pojęcia, czy wystarczy jej wtedy energii, aby... Nie, nie chciała o tym myśleć. Na pewno zdąży.
ΔΔΔ
Gdy przed jej oczami pojawiła się Wrzeszcząca Chata, kąciki ust kobiety mimowolnie powędrowały do góry. Nie potrafiła określić jak długo zajęło jej dotarcie na miejsce. Zwolniła odrobinę, chcąc złapać oddech.
- Skup się, Anita... - Mruknęła sama do siebie, podwijając rękawy brudnej od krwi bluzki. Nim udało jej się wyrwać z objęć walki, parę razy oberwała od wyjątkowo nadgorliwych Śmierciożerców. Jeden z nich próbował zwalić ją z nóg, a kiedy Ruda wbiła mu palce w oczy, uderzył ją rozbijając łuk brwiowy. Krew zalała jej twarz, więc nieudolnie próbowała ją wytrzeć swoją własną bluzką. Pech chciał, że była w odcieniu grafitu, więc każda czerwona plama była idealnie widoczna.
Będąc przy wejściu do Wrzeszczącej Chaty zawahała się. Nie chciała ryzykować, że zostanie wykryta ani ona, ani jej magia, toteż odczekała parę uderzeń serca i dopiero wtedy uchyliła drzwi. Modląc się w duchu, żeby drewniana podłoga nie okazała się zdradziecka, stawiała krok za krokiem, mając w pogotowiu uniesioną różdżkę. Kiedy dotarły do niej niewyraźne głosy dwóch, nie - trzech osób, przystanęła i uniosła głowę ku klatce schodowej. Najciszej jak potrafiła wdrapała się na stopnie, będąc gotową na rzucenie najgorszej klątwy, jaka tylko jej przyjdzie na myśl. Kiedy jednak jej uszy wychwyciły znajome tony, bez zastanowienia wpadła do pomieszczenia, z którego one dochodziły.
Widząc Harry'ego klęczącego przy umierającym Mistrzu Eliksirów, zamarła na sekundę. Spóźniła się? Nie. To nie może tak być!
- Odsuń się! - Warknęła do młodego czarodzieja, odpychając go od rannego mężczyzny w czarnych szatach. Zupełnie zignorowała obecność pozostałej dwójki. Lewą rękę przycisnęła do zranienia na szyi Snape'a, a różdżką zaczęła kreślić skomplikowane wzory, mrucząc pod nosem zaklęcia, których cudowna trójka na pewno nie znała i jeśli nadal będzie się pchać tam, gdzie nie trzeba, nigdy nie pozna.
- Anita... - Wyszeptał Mistrz Eliksirów, a jego ciemne oczy powoli zasnuwała mgła.
Kobieta nie przerwała inkantacji, wkładając w nią całą swoją moc, jaką tylko miała. Ugryzienie, które rozerwało tętnicę mężczyzny, nie chciało się zasklepić. Nie było ono spowodowane przez zwykłe stworzenie, wywnioskowała Ruda. W przeciwnym wypadku już dawno by sobie z nim poradziła. Nachyliła się bardziej i zamknęła oczy, powtarzając słowa zaklęcia niczym mantrę, w którą wierzyła całą sobą. Nie mogła zawieść.
Chłopiec z blizną znajdował się cały czas tam, gdzie został odepchnięty przez kobietę. Hermiona oraz Ron spoglądali na Anitę z niezrozumieniem malującym się na ich twarzach. Nie potrafili pojąć powodu, dla którego Ruda ratowała Snape'a; zdrajcę i osobę, która zabiła jej dziadka. Ona natomiast miała to głęboko w nosie. Nie musieli znać jej pobudek, nie miało i nie będzie to mieć żadnego znaczenia, jeśli mężczyzna umrze. Szepcąc słowa, w które wtłaczała swoją magię, na początku nie poczuła poruszenia pod swoją ręką. Po chwili uchyliła powieki, a pierwsze co napotkała, to spojrzenie ciemnych oczu. Odsunęła dłoń, chcąc przyjrzeć się miejscu, z którego parę minut temu sączyła się krew. Skóra wyglądała na zasklepioną, choć kobieta nie chciała się na razie nastrajać zbyt optymistycznie. Czuła się zmęczona. Uciekając się do czarnomagicznych zaklęć, aby uratować życie Mistrza Eliksirów, osłabiła swoją moc jak i ciało. Była świadoma przyszłych skutków swoich działań, więc gorsze samopoczucie nie zaskoczyło jej w żadnym calu.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia.
Anita obejrzała raz jeszcze szyję Snape'a, który nadal leżąc, obserwował całe zgromadzenie. Drgnął tylko nieznacznie, gdy kobieta dotknęła jego skóry, ale nic nie powiedział. Podejrzewała, że jest po prostu za słaby.
- Dlaczego...?
- Jeśli Dumbledore nie wtajemniczył cię w te sprawy, Harry... przykro mi. Dowiesz się w swoim czasie. - Powiedziała i spojrzała na chłopaka. Nie zamierzała mu teraz tłumaczyć zawiłości rozumowania swojego dziadka ani jego tajemniczych planów, które dotyczyły praktycznie wszystkich znanych jej osób. - A teraz idźcie stąd. - Zerknęła na pozostałą dwójkę. - Wynocha. - Dodała po chwili, gdy jej słowa spotkały się z murem milczenia i brakiem reakcji.
Nie krzyknęła. Nie musiała. Mocny, stanowczy ton załatwił sprawę za nią. Cudowna trójka niechętnie ruszyła się ze swoich miejsc, mrucząc pod nosem jakieś słowa, które tym razem ona zupełnie zignorowała. Nie przejmowała się zupełnie, że mogła ich tym urazić. Skoro chcieli być tak bardzo dorośli, musieli się przyzwyczaić, że życie nie będzie ich wiecznie głaskać po główce, lecz niemiłosiernie kopać po tyłkach, nie dając im nawet chwili na oddech. Niestety.
Mężczyzna w czarnych szatach westchnął i powoli podciągnął się do pozycji siedzącej, opierając plecy o ścianę. Nadal był przeraźliwie blady, choć w jego przypadku nie było to niczym zaskakującym czy odbiegającym od normy. Mimo to w jego spojrzeniu próżno było szukać słabości, prędzej zdziwienie pomieszane ze złością.
- Wnioskuję po twojej minie, że dziadek ci o niczym nie powiedział. - Cichy głos kobiety wydobył się z pomiędzy ust, na których nadal spoczywała jej własna, zaschnięta krew. - Zabieram cię w bezpieczne miejsce, Severusie. I nawet nie próbuj protestować. Nie mamy na to czasu.
Obdarzyła nauczyciela eliksirów kwaśnym uśmiechem, zupełnie nie przejmując się jego twardym spojrzeniem. Snape natomiast przyglądał się rudowłosej w milczeniu, jakby szukając odpowiednich słów. Nie rozumiał, co się właściwie wydarzyło. Był pewien, że przyjdzie mu zginąć od ukąszenia Nagini. W dodatku podarował Potterowi swoje najdroższe i niezwykle bolesne wspomnienia, a później ni stąd, ni zowąd zjawiła się ona - Anita Blake, przybrana wnuczka nieżyjącego dyrektora Hogwartu, którego własnoręcznie był zmuszony zabić. W dodatku czerpiąc z czarnej magii, uleczyła go, dając mu tym samym szansę na naprawienie popełnionych błędów. Na wytłumaczenie się, na...
- Dasz radę się podnieść? - Zapytała, kucając z jego prawej strony. Severus zlustrował jej twarz pełną determinacji i skupienia. Ufał tej kobiecie, prawie tak samo jak jej dziadkowi. Wiedział, że jest w stanie ich obronić, a znajomość przez nią zakazanej sztuki była co najmniej interesująca. Postanowił jednak, że ten aspekt jej osobowości rozważy innym razem.
- Powinienem. - Odparł cicho i trzymając się ściany uniósł swoje osłabione ciało. Jakby na to nie spojrzeć, stracił dość sporo krwi, nim czarownicy udało się zasklepić ranę. Mimo silnej woli i pewności, że mu się uda, świat przed jego oczami zawirował i gdyby nie ramię kobiety, upadłby na podłogę. Niechętnie pozwolił sobie pomóc, objąwszy ją prawą ręką.
- Nie gryzę. - Rzuciła gdy tylko poczuła jak cała postać Mistrza Eliksirów tężeje pod wpływem bliskości ich ciał. - Ale jeśli wolisz się czołgać, to muszę stwierdzić, że wybrałeś najgorszy z możliwych momentów.
Severus prychnął, nie zaszczycając Anity odpowiedzią. Natomiast niczym nie zrażona kobieta, powoli ruszyła do wyjścia z Wrzeszczącej Chaty wraz z postrachem Hogwartu uwieszonym na jej chudej i rudej osobie.
Sevek jaki nieśmiały ;3
OdpowiedzUsuńkiedy wpis?