- Odezwiesz się w końcu i łaskawie przestaniesz stukać tym cholernym krzesłem?! - Głos Syriusza przeciął powietrze i trafił kobietę prosto w twarz.
Wszyscy na chwilę zamilkli, lokując swoje spojrzenia na osobie rudej wiedźmy, która nadal wprawiała swoje siedzisko w ruch. Obróciła jednak głowę ku mężczyźnie, który z widoczną irytacją nachylał się nad stołem, wsparłszy się na swoich rękach. Brązowe oczy lustrowały Blake, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Przez chwilę jedynym odgłosem, który rozbrzmiewał w całej kuchni, było dyszenie dobywające się z jego gardła.
- Co mam ci powiedzieć, hm? Że wasza kłótnia jest śmieszna? Że każdy z nas kogoś stracił? Że jest mi przykro? Na co liczysz? - Pytania, które wypłynęły z pomiędzy jej ust, wypowiedziała spokojnym tonem. Stalowoszare tęczówki skupiły się na Blacku, który wcale nie wydawał się zadowolony z usłyszanych słów.
- Kłócicie się o to, kto zawinił. Używacie takich słów, że biedny Hagrid aż zasłania uszy, Molly płacze a wy tylko potraficie na siebie warczeć. Po co mam się wtrącać? Sam powiedz. - Dodała i ustawiwszy krzesło na swoim pierwotnym miejscu, wstała. - Jestem wykończona, Syriuszu. Zmęczona wysłuchiwaniem wzajemnych oskarżeń, bo prawdą jest, że każdy z nas zrobił wszystko, co mógł. W dodatku straciliśmy drogich przyjaciół, lecz zastanów się... Czy poprzez t a k i e zachowanie nie hańbisz ich pamięci? Bo ja mam wrażenie, że zginęli na darmo, skoro nie potrafimy ze sobą normalnie porozmawiać i ustalić planu działania.
- Jakiego działania, Anitka? - Dobroduszny wielkolud pociągnął nosem i wydmuchał go w wielką chusteczkę. - Harry, cholibka, nie żyje. Dumbledore nie żyje... - Tutaj Hagrid podniósł wzrok i zerknął szybko na Snape'a, który to zignorował. - Zostaliśmy my. Co możemy?
Kingsley poruszył się na swoim krześle i podrapał po policzku pokrytym zarostem. Pani Wesley mocniej wtuliła się w swojego męża, którego czerwona od krzyku twarz powoli traciła bojowe barwy, natomiast George i Billy spuścili głowy.
- Możemy zasmarkać się na śmierć, na przykład. - Niski głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby, rozbrzmiał w długim pomieszczeniu. Wąskie usta ułożyły się w coś na kształt kpiącego uśmiechu, choć ten nie obejmował czarnych, czujnych oczu byłego nauczyciela eliksirów.
- Snape, w ogóle nie powinienem pozwolić ci się odzywać. - Fuknął Black, nadal podpierając stół.
- Nie jesteś dla mnie autorytetem. - Odparł kruczowłosy czarodziej, nie zaszczyciwszy swojego przedmówcy nawet spojrzeniem i jak gdyby nic, kontynuował. - Oczywiście możemy się poddać, skoro wolicie żałośnie pogrążyć się w tonie oślizgłych chusteczek i wyć pod niebiosa, jak to wam źle. Decyzja należy tylko i wyłącznie do was. Czarny Pan na pewno się ucieszy.
- Słuchaj, Smarkerusie. - Animag uniósł prawą dłoń i palcem wskazał na mężczyznę, jakby chciał go dźgnąć prosto w serce jakimś ostrym narzędziem. - Jesteś ostatnią osobą, której ktokolwiek w tym domu będzie słuchał. I żałuję, że Anita w ogóle uratowała to twoje zakłamane dupsko.
- Syriusz! Co ty mówisz?! - Warknęła rudowłosa. - Odszczekaj to, co powiedziałeś. Natychmiast!
- Tak jest, szczekaj piesku. Chyba, że już zapomniałeś jak to się robi? - Mistrz Eliksirów zaśmiał się gorzko.
- Severusie! - Zganiła go kobieta i tupnęła nogą, po czym posłała Blackowi miażdżące spojrzenie. - A ty ani mi się waż go obrażać. Zachowujecie się jak rozbuchani, nie potrafiący opanować hormonów, nastolatkowie.
- Anita, to nie moja wina, że jego morda tak na mnie działa. - Właściciel domu, w którym się znajdowali, wydawał się w ogóle nieporuszony słowami czarownicy. - Zapomniałaś już, że nie kto inny, tylko Severus Smarkerus Snape zabił ci dziadka?
Kobieta zacisnęła usta w wąską linię, nie spuszczając wzroku z animaga. W kuchni utworzyła się tak gęsta i dusząca atmosfera, że powietrze można było kroić nożem. Ruda nadal stała obok swojego krzesła, a oczy zebranych przeskakiwały między nią a Syriuszem. Gdyby tylko spojrzenia potrafiły zabijać, Blake już dawno rozerwałaby mężczyznę na strzępy, napawając się chwilą. Lecz, jak to zwykle bywało w jej przypadku, powoli wypuściła powietrze z ust, a następnie zrobiła parę kroków ku jednemu z ostatnich z niegdyś dumnego rodu Blacków.
- Musiał to zrobić i dobrze o tym wiesz. - Powiedziała cicho, robiąc krótką pauzę. - Mimo to, nie rozumiem jednego. Jak osoba o tak ograniczonym umyśle, potrafiła zapamiętać więcej niż trzy zaklęcia? Jak taki ktoś w ogóle przetrwał tyle lat, mając klapki na oczach i wąski światopogląd? - Lewa brew Anity drgnęła. - Nic nie rozumiesz, Syriuszu. Zamknąłeś siebie jak i innych w pewnych ramach, nie dopuszczając do siebie reszty informacji, które mogłyby przewrócić twój czarno-biały świat do góry nogami. - Palcami ścisnęła oparcie pustego krzesła. - Potrafisz tylko warczeć, rzucać oskarżenia, powtarzać teksty, które wszystkich już dawno znudziły i obrażać ludzi, którzy narażali swoje życie również i dla ciebie. - Trzymany przez nią mebel z głośnym hukiem grzmotnął o podłogę. - Żal mi... Tak bardzo mi żal osób twojego pokroju.
Nikt nie odważył się odezwać, a Black przyglądał się kobiecie z poirytowaniem, zdziwieniem i złością na twarzy, nie otwierając jednak ust. Czuł się urażony, a jego męska duma skurczyła się do rozmiarów nieznośnego i żałosnego chochlika.
- A wy... - Obróciła się ku reszcie. - Jeśli w końcu przestaniecie się nad sobą użalać, dajcie znać. - Dodała i obróciwszy się na pięcie, opuściła pomieszczenie, a zaraz za nią podążyła postać wysokiego mężczyzny w czarnych szatach.
♛♚
Miała trzasnąć drzwiami, lecz w ostatniej chwili się powstrzymała, przypominając sobie, że w sumie dzieli pokój z Severusem, a ten podążał za nią niczym cień. Wpadła więc do pomieszczenia i swoje kroki skierowała od razu ku fotelowi, po drodze chwytając jakąkolwiek książkę. Usiadła na miejscu, założyła nogę na nogę i otworzyła lekturę na losowej stronie. Musiała się skupić na czymkolwiek, gdyż czuła, że wewnętrzne poirytowanie osiągnęło poziom krytyczny. Mężczyzna natomiast zamknął cicho drzwi i poprawiając rękawy swojego nowego surduta, podszedł do rudowłosej wiedźmy. Przez chwilę milczał, dając jej czas na ochłonięcie. W końcu klęknął obok, opierając rękę na podłokietniku.
- Niektórzy się nie zmienią, Anita. - Jego głęboki, niski głos dotarł do jej uszu, które, choć bardzo chciały, nie potrafiły go zignorować. Kobieta westchnęła przeciągle i zamknęła dość opasłe tomiszcze, umieszczając je na swoich kolanach. "Czysta krew i obowiązki z nią związane" zakrywały sporą część jej nóg, lekko brudząc niedbale startym kurzem, czarną sukienkę.
- Wiem. Po prostu... - Urwała i podniosła wzrok.
- Chcesz o tym porozmawiać? - Wtrącił, nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, a widząc jej pytające spojrzenie, kontynuował. - O śmierci, bądź co bądź, twojego dziadka. Nigdy nie mieliśmy okazji pomówić na ten temat.
Anita, ku jego zaskoczeniu, uśmiechnęła się delikatnie i przeczesała dłonią swoją rudą czuprynę. Dawno już nie widział takiego wyrazu na jej twarzy. Mimo iż poruszył bolesny temat, kobieta nie zaczęła łkać, niczym rozhisteryzowana trzpiotka, lecz zareagowała zgoła odmiennie. Mistrz Eliksirów jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale jego serce nieznacznie drgnęło w momencie, gdy oczy patrzyły na wiedźmę.
- Severusie, tutaj nie ma o czym rozmawiać. - Odparła, lustrując blade oblicze mężczyzny. - Wiem, że Dumbledore był umierający. Zabijała go klątwa, której działanie i tak opóźniłeś. Jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla niego zrobiłeś. I jednocześnie przykro mi, że akurat ty musiałeś spełnić jego ostatnią... prośbę.
Zaraz po tym, jak wypowiedziała ostatnie słowo, z parteru domu dobiegł ich głośny wrzask Hermiony. Nie czekając, zerwali się ze swoich miejsc i chwytając różdżki, wypadli na korytarz. Na dole świstały zaklęcia, wybuchały przedmioty i pośród krzyku, przetaczał się upiorny, wręcz psychodeliczny śmiech. Anita nachyliła się nad klatką schodową, a kiedy udało jej się wychwycić wrogą sylwetkę Śmierciożercy, wcisnęła Snape'a z powrotem do pokoju.
- Nie mogą cię tutaj zobaczyć. - Syknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, a sama pobiegła na dół.
♛♚
Nie potrafiła określić, jak długo stawiała opór. Przesuwała się tylko co jakiś czas, gdy mogła bez blokowania magią, uchylić się od zaklęcia mężczyzny. Kiedy ten zaśmiał się, obnażając spiłowane rekinie zęby, Blake wykorzystała moment.
- Infractos. - Szepnęła kierując koniec różdżki ku jego odsłoniętej szyi, a kręgi przez nią ochraniane chrupnęły, uśmiercając mężczyznę na miejscu. Ciało upadło z głuchym łoskotem, natomiast twarz Śmierciożercy zastygła w przerażającym uśmiechu.
Rudowłosa odwróciła się ku skulonej Hermionie i chwyciła ją za bluzkę, stawiając na nogi.
- Uciekaj. - Rzuciła tylko, nim jednak uczyniła choć krok ku kuchni, w której rozgrywała się największa jatka, do salonu wpadła wiedźma, której Blake wcale nie chciała tutaj spotkać. Odetchnęła jednak, gdy charakterystyczny dźwięk wykonanej aportacji dobiegł jej uszy. Przynajmniej dziewczyna przeżyje, póki co.
- Anita Blake! Cóż za zaszczyt! - Piskliwy głos Bellatrix Lestrange rozbrzmiał w niewielkim pomieszczeniu, powodując u czarodziejki gęsią skórkę.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć o tobie tego samego. - Odparła ruda, stając w większym rozkroku. Jej stalowoszare oczy wpatrywały się w przeciwniczkę, a twarz stężała w skupieniu. Co prawda spodziewała się, że prędzej czy później kwatera Zakonu zostanie odkryta, lecz nie sądziła, że wpadnie tutaj razem z bandą popleczników Voldemorta, najbardziej psychiczna wiedźma na świecie.
- Czarny Pan bardzo pragnie cię poznać, choć nie do końca rozumiem, dlaczego. - Lestrange zrobiła dwa kroki w jej kierunku, wykrzywiając oblicze w coś na kształt uśmiechu.
- Przekaż mu, że nie skorzystam. Niespecjalnie przepadam za jego wybujałym ego. - W momencie, gdy wypowiedziała te słowa, została zaatakowana potężnym zaklęciem, które pchnęło ją na kanapę znajdującą się za nią. Wpadła na mebel z impetem, przewracając go jednocześnie aby na końcu upaść na podłogę, tłukąc plecy i uderzając głową o deski.
- Ty suko! Nie waż się tak o nim mówić! - Wrzasnęła wiedźma, nie zaprzestając magicznej szarży. Anita przeturlała się i skuliła za niewielką komodą. Lewą ręką dotknęła potylicy, a gdy wyczuła pod palcami lepką ciecz, warknęła i wyskoczyła zza mebla. Nie żałowała czarnomagicznych zaklęć, których, ku zgorszeniu co niektórych, znała całkiem sporo. Nie była też fanką teorii, że zło powinno się zwalczać miłością. Póki co nie widziała żadnych trwałych skutków tej dobroci, a źli goście wygrywali za pomocą zwykłej, wręcz prymitywnej, brutalnej siły.
Walczyła jak oszalała, okrążając pokój i parując klątwy rzucane przez Bellatrix. Jedna z nich śmignęła tuż obok jej ucha, rozpraszając ją na parę sekund, które wykorzystała szalona wiedźma. Zaklęcie Necrosis trafiło ją prosto w tors, przygniatając do ściany, po której się powoli osunęła. Wypuściła różdżkę z ręki, dotykając szyi i piersi, próbując złapać oddech. Czuła, jak jakaś niewidzialna siła zgniata jej serce i płuca, a przerażonymi oczami patrzyła na swoją przeciwniczkę, która śmiała się w głos.
Lestrange stała obrócona plecami ku wejściu do salonu, skupiając się tylko na rudowłosej czarownicy. Kręciła różdżką młynki, przeskakując z nogi na nogę i ciesząc się, niczym mała dziewczynka, a przez cały dom przechodziły huki i krzyki dobywając się z dalszych pomieszczeń.
- Crucio! - Ostry ból przeszył całe ciało Anity, wyginając jej kręgosłup i wykręcając kończyny. Stłumiony krzyk wydzierał się z jej ust, które z trudem starały się łapać powietrze. - Czarny Pan nie mówił nic o tym, że masz go odwiedzić w nienaruszonym stanie. Zabawmy się! - Pisnęła głośno, a Cruciatus raził Blake jeszcze parę razy.
Gdy działanie kolejnego niewybaczalnego zaklęcia mijało, Necrosis dalej działało, powoli odbierając kobiecie świadomość. Bellatrix przestała na chwilę znęcać się nad swoją ofiarą i podeszła do niej, zamiatając po brudnej podłodze swoją spódnicą. Nachyliła się nieznacznie, przyglądając się jak torturowana przez nią osoba cierpi, ignorując powoli cichnące odgłosy z kuchni. Nie miała nawet szans, aby zareagować, gdy śmiercionośne zaklęcie trafiło ją w plecy i powaliło na dywan niczym kukłę, której ucięto sznureczki. W niewidzących już oczach odbijał się blask lampy naftowej stojącej na stoliku obok, a wcześniej rzucona przez nią klątwa nadal osłabiała Anitę.
Nad ognistowłosą czarodziejką nachyliła się postać w czarnych szatach, która uwolniła ją od omdlewających duszności. Ciemne oczy, pełne wściekłości, zlustrowały jej twarz, po czym rozejrzały się po pomieszczeniu. Kiedy Snape zauważył jej różdżkę, schował ją w płaszczu, a następnie wziął prawie nieprzytomną kobietę na ręce. Chwycił ją mocniej, gdyż sama nie była w stanie go objąć. Był pewien, że jeszcze przez jakiś czas będzie odczuwać efekty Cruciatusa jak i Necrosis, którym była poddawana przez dłuższą chwilę.
- Uciekli!
- No, może prócz tego wielkoluda. Padł jak długi, choć, skubany, walczył zawzięcie! - Rechot, który dobył się z korytarza oraz stukot butów pozostałych Śmierciożerców, zaniepokoiły byłego nauczyciela eliksirów. Nie czekając, aż odkryją jego osobę, aportował się wraz z kobietą z pozostałości kwatery Zakonu Feniksa.
♛♚
W Cokeworth padało. Ba, mało powiedziane! Przez to niewielkie, prawie wyludnione miasteczko przechodziła ulewa stulecia, zmuszając studzienki kanalizacyjne do wypluwania zawartości na ulice, przez co były one szczelnie pokryte wodą sięgającą aż do kostek. Z racji zbliżającego się wieczoru oraz nieprzyjemnej aury, wszyscy mieszkańcy siedzieli zamknięci w swoich domostwach, a tylko co niektóre uliczne lampy rzucały gdzieniegdzie blade światło.
W bocznej, zacienionej alejce nagle pojawiły się dwie osoby, a towarzyszący temu chlust zagłuszył odgłos uderzającego deszczu o dachy okolicznych budynków. Stojąc pod niewielkim zadaszeniem, nie byli bezpośrednio narażeni na zmoknięcie, choć buty mężczyzny znajdowały się pod wodą. Rudowłosa, będąc już trochę bardziej przytomną, jedną ręką obejmowała Snape'a za szyję, zaś on sam lustrował uważnie okolicę. Nim postawił pierwszy krok, wymruczał parę słów, po czym wszedł w ścianę deszczu i powoli ruszył w kierunku starego domu swojego ojca.
Nienawidzę Cię. Wiesz czemu. #komentarzpełenhejtu
OdpowiedzUsuńNie każda historia dobrze się kończy.
OdpowiedzUsuńTakie opowiadania lubię. ♥♥♥
PS. Ale Hagrida to było mi, cholibka, szkoda... XD